
Lublanę od Zagrzebia dzielą niespełna dwie godziny drogi, od Wenecji – dwie i pół. Jednak stolicy Słowenii najbliżej jest do małych, szarych polskich miast.
Przeglądając zdjęcia w grafice Google’a, można zachwycić się królującymi nad Lublaną Alpami, poczuć austriacko-włoski klimat państwa i naprawdę zakochać się w nim. Jednak Słowenia wygląda tak tylko na zdjęciach. W rzeczywistości, szczególnie jesienią, jest zamglona i błotnista.
Na ulicach widuje się bardzo wielu dwudziesto- i trzydziestolatków, dobrze ubranych i z kawą w ręku. Piramida wieku nie wskazuje, by młodzi ze Słowenii uciekali, wręcz przeciwnie – jest wzorowa. W Lublanie turyści ze wschodu, z północy, z krajów sąsiadujących. Wszyscy – czy starzy, czy młodzi – mówią płynnie po angielsku. Na czym polega sekret tego państwa? Jest w Unii, szybko się rozwija, przyciąga turystów kameralnością. Jednak na jesieni nie czuć kompletnie magii tego miejsca.
Ulice Lublany są rozkopane. Wszędzie błoto, po którym trzeba przejść, bo innej drogi nie ma. Wśród koparek, rozciągniętych sznurków i pracujących robotników. Ciężko znaleźć jakikolwiek sklep spożywczy, po 21:00 – prohibicja. W ankiecie przeprowadzonej na stu osobach najczęściej wymienianymi problemami są brak parkingów i wymieranie miasta już po 16:00. W popularnej wśród lokalsów orientalnej Skuhnie zapominają o używaniu przypraw. W prawie żadnej restauracji menu nie zostało przetłumaczone na angielski, więc kelnerzy wymieniają klientom poszczególne zeń pozycje, licząc, że ci zapamiętają i dokonają właściwego wyboru.
Może to wina pory roku, a może tego, że jako Polka zawsze mam nadzieję, że miasto będzie brzydsze od tych naszych. Jednak internet pełen jest krytycznych opinii o Lublanie, a wśród ankietowanych zadowoleni byli tylko ci, którzy odwiedzili stolicę przejazdem w porze letniej, po czym udali się m.in. nad przepiękne Jezioro Bled.
Istnieją jednak plusy Lublany! Stare miasto jest zamknięte dla ruchu samochodowego, co rekompensują darmowe elektryczne taksówki. Na ulicach można spotkać sklepy marek, które nigdy na polski rynek nie weszły, jak chociażby Lush czy DM. Podczas godzinnej przechadzki po starówce udało mi się usłyszeć Chopina, muzykę filmową w wykonaniu współczesnego Jankiela i pakistańskie rytmy. Zobaczyłam prawdziwego strusia i ruszającego się pluszowego misia z książką. Jadłam prażone migdały, kasztany i piłam dobre lokalne piwo.
A wśród sztuki króluje alternatywa. W miasteczku Metelkova na co dzień mieszkają ludzie – choć wygląda nieco jak europejski Czarnobyl, turyści chętnie doń zaglądają. Groteskowość Lublany mocno wspierają rzeźby Jakoba Brdara, wyglądające, jakby przed chwilą wyszły z obrazów Beksińskiego, oraz wszechobecne smoki i górujący nad miastem średniowieczny zamek.



Moście Smoków.




franciszkanów.


sztukę słoweńskich mistrzów.






Brdara.

przysmakiem.






warzywa i owoce, a także ubrania, pamiątki i gadżety.

naprawdę pełno – nie tylko w miejscach do ich pozostawienia przeznaczonych. Lokalni preferują przypinać swoje rowery do losowych płotów i barierek.





kamienice na starym mieście.








żyją ludzie. Jest centrum sztuki alternatywnej.

jedzenie oraz pokazy tańców regionalnych.

Studentka dziennikarstwa na UW i śpiewu w ZPSM im. Chopina w Warszawie, szczęśliwa posiadaczka kota. W wolnych chwilach słucha Sinatry, planuje podróże życia i czyta historie o trupach. Przed snem stara się zawsze zażyć trochę Szczygła.
Dodaj komentarz